
2 lipiec 2015 – Druga, udana, próba przelotu 750km.
Jasny zielony, ciemny zielony, żółty, jasny zielony, topmeteo wariowało co 6h zmieniając zdanie w kwestii prognozowanego dystansu na czwartek 2 lipca 2015. Jednak wszystko wskazywało iż będzie to piękny dzień. Jedynym zagrożeniem miała być bezchmurna która miała występować na północ od Kielc.
Przygotowania rozpocząłem dzień wcześniej. Szybowiec zatankowany i umyty znalazł się na samym brzegu hangaru. Niestety strefy wojskowe nie dawały nadziei na wykorzystanie wschodniej części Puszczy Świętokrzyskiej oraz Lasów Janowskich. Trzeba było zaplanować trasę na zachód. Tam wojsko jest nieco bardziej gościnne. Strefy TSA06 zajęte do godziny 11:00, potem wolne dla ruchu szybowcowego. Strefy sprawdzone i zapisane, częstotliwości lotnisk, FISów i MATZ również zapisane. Ostatnia aktualizacja topmeteo o 18, utrzymała decyzję o przelocie 750km. Jednak trzeba stawiać poprzeczkę wysoko, postanowiłem spróbować przelecieć więcej niż Jakub Puławski na LS8-18, 17 czerwca.
Zaplanowałem zadanie 770,3 km. Wieczorem dogrywanie wszystkich tematów – jednakowa baza PZ we wszystkich urządzeniach, ładowanie lusterek, akumulatorów, zapas jedzenia i picia na lot. Umówieni dwaj holownicy. Umówiona ekipa treningówki na 6:58. Dobra, pora spać – dla pewności na lotnisku, żeby nie marnować czasu na dojazd z rana.
Obudziłem się o 5:45, 15 min przed budzikiem. Rzut oka przez okno – błekitne niebo – jest dobrze! Za 15 min aktualizacja pogody, także szybki prysznic i śniadanko. Przy dobrej kanapce, topmeteo potwierdza fantastyczną pogodę. W prognozie wiatr z północnego wschodu – powinien pomóc na początku zadania. O 6:30 na lotnisko przyjeżdza niespodziewanie Wojtek pomóc nam w wyhangarowaniu. Za ten czas szykuje ekwipunek do szybowca, 5 kanapek, 2 batony, herbatniki, 2 banany. 4,5l wody – lepiej mieć niż lecieć na głodniaka. O 7:00 otworzyliśmy hangar. Ekipa sprawnie wyrzuciła na łąkę 6 szybowców i holówkę. O 7:40 stał już kwadrat i pierwsze szybowce na nim.
Niestety w międzyczasie z niewiadomych przyczyn pojawiła się ławica altocumulusa. Patrzę w niebo i nie wierzę. Patrzę na satelitę i jeszczę bardziej nie wierzę – cała Polska czysta jak w prognozie a tylko tutaj jakieś kompikacje. Ale trudno – na pewno przepali.
Poszedłem wydrukować taski – wszyscy pytają co lecę. Odpowiadam dyplomatycznie żeby nie zapeszać – “coś długiego”
Kartka z zadaniem 770km po 3PZ wygląda rzeczywiście imponująco. Moje punkty to:
Kielce-Masłów
770Dziecice (stowrzyłem go na okazję 770 km przelotu Emotikon smile ) – okolice Namysłowa
170Suchendiów – blisko domu i po lasach powinno być tutaj najlepiej
219Wieruszów – bliżej nieokreślony punkt na skraju lasów
Kielce – Masłów
Obładowany rzeczami które jeszcze nie znalazły się w szybowcu ruszam na start. Alto przysłania nieznacznie słońce – może to spowodować opóźnienie startów zaplanowanych na 9:00.
Tak też się dzieje. Na kwadracie duże poruszenie, każdy ostrzy zęby na dziś. Wszystko gotowe, brak tylko pierwszych CU – siedzimy i wypatrujemy. Holówka przyjeżdza o 9:20. Omówiłem z Bartkiem procedurę holowania. Chciałem się znaleźć na wschód od linii startu na 1200m nad lotnisko, aby po rozpędzeniu się przeciąć linię startu poniżej 1000m.
O 9:40 pojawia się pierwszy cumulus. Załadowałem się szybko do kabiny, sprawdziłem rejestratory, wszystko działa, ale gdzie jest kabel do zasilania lusterka?! Całe szczęście ekipa duża, Maciek już jedzie po kabel do portu, Bartek wsiada do holówki, ja też już zapięty. Kabel w kabinie – możemy startować.
“Naprężona start!”
Na rozbiegu z ultra mocnej taśmy odkleja się rejestrator, łapię go w momencie gdy leci na moje kolana, zerkam czy zapisuje. Uff. Działa i pracuje. A już się chciałem wyczepiać… Na 200m przypinam urządzenie dokładnie z powrotem. Po 14 minutach holu wyczepiam się na 1200m i w nurkowaniu ruszam na linię startu. Prędkość względem ziemi osiąga wartość 270km/h i przecinam linię na 980m. Po zredukowaniu prędkości mam z powrotem 1100m. Przede mną widać pierwsze cumulusy. “Jest dobrze” – myślę.
Pierwsze chmury wyglądają całkiem nieźle, jednak nie mogę znaleźć w pierwszych dwóch żadnego noszenia. Ale zaraz na 13km łapię około 1,5m/s!. Kilka kolejnych kominów odpuszczam bo dają mniej niż 1m/s – na takiej trasie to za mało. Na trawersie Przedborza łapię dobry komin, i zauważam że cumulusy połączyły się w szlak – wychodzę ze słabnącego wznoszenia i po szlaku pokonuje prawie 50km. Na końcu podkręcam się w 1,7 m/s – to już daje duże przyspieszenie. W tym rejonie podstawa podnosi się do 1800m. Nasłuchuje Rudniki – szybowce startują na termikę – ja mam za sobą już ponad 100km i godzinę lotu.
W okolicy Kluczborka wykręcam komin który wynosi mnie ponad inne cumulusy na trasie. Na prędkości przechodzę pod ich podstawami. i wyskakuje na punkt na którym jest… blacha. Zaliczam PZ z wiatrem, ale jestem nisko. Po odwróceniu się sytuacja bez zmian, najbliższe CU to te na których wykręciłem dolot do punktu. Mam już tylko 600m nad teren i 187km do domu. Łapię jakieś anemiczne 0,3m/s średniego, potem 0,8m/s, ale to bez sensu więc lecę dalej w stronę Kluczborka. W kabinie robi się strasznie gorąco, widzę już ludzi kąpiących się w miejskim basenie…. I wtedy łapię mocny komin rzucający do 3-4m/s. Mogę odetchnąć z ulgą. Dalej jest już tylko lepiej. Aż do punktu łapię same średnie noszenia 2-2,6m/s. Przed punktem podstawa podnosi się do 2300m AMSL co pozwala na spokojny lot do przodu.
Po zaliczeniu punktu, dalsze kilometry mijają szybko, na drodze stoi jednak MATZ Łask który muszę ominąć. Przed Radomskiem w kominie próbuje bez skutecznie nawiązać łączność z Łask Informacja, próbuje uzyskać zgodę na FIS Kraków – jednak kontroler pozbawia mnie nadziei – muszę wykonywać południem. W kominie tym spotykam również Juniora W – zastanawiam się czy to młody Biały – i co tak daleko robi od Radomia. Szybko się jednak rozstajemy, a ja gnam dalej w stronę Wieruszowa.
Idealnie w połowie drogi wzdłuż MATZ dostrzegam na północ ode mnie zbliżający się obiekt. Myślę sobie “Skąd Cessna na 2000m?” Jednak dostrzegam że obiekt nie jest jeden a 3… I nie są to szkolne Cessny… Serce zaczyna szybciej bić gdy luźne ugrupowanie przelatuje około 200 poniżej mnie – to trzy szturmowe samoloty odrzutowe A10! Po przecięciu mojego toru lotu rozpoczęły wykonywanie nawrotu. Myśli zaczęły płynąć znacznie szybciej – “Naruszyłem TSA06!”, “Jaka jest częstotliwość i sygnały przechwytywania?”, “Zabiorą mi licencję!”, “Lecieć dalej?, zawracać?, lądować?, skakać?”. Cały czas obserwowałem działania szturmowców, które znowu przeleciały pode mną po czym skierowały się na północny zachód i na wznoszeniu odleciały spokojnie…
Postanowiłem kontynuować lot w stronę punktu. Skontaktowałem się z ziemią skąd utwierdziłem się w tym co sprawdziłem rano – strefa TSA06 była dostępna dla mnie do FL95. Kamień spadł mi z serca jednak niepokój pozostał. Jednak dwumetrowe wznoszenia i wysoka podstawa uspokoiły mnie i dały możliwość bez problemowego zaliczenia 3PZ. Po punkcie czekał mnie blisko 40 kilometrowy przeskok. Złapałem 2 mocne kominy, a potem niebo wyglądało nie do końca dobrze – pozostało bardzo mało chmur. Zaczęło się odliczanie czasu do domu… Noszenia osłabły, nosiły już tylko ciemne płaskie chmury… reszta całkiem wygasła. Zacząłem coraz więcej lawirować aby utrzymać się jak najwyżej i najbliżej podstawy. Na trawersie Częstochowy stały ostatnie chmurki – 100km do domu – dały one 1,3m/s średniego wznoszenia. Potem resztki cumulusów dały mizerne wznoszenia rzędu 0,6m/s. Meta przysuwała się coraz wolniej… Nagle na 1000m coś podrzuciło – założyłem. 11 minut krążenia dało niecałe 400m – średnia 0,5 m/s. Gdy osłabło do zera, podjąłem decyzję o rzucie po prostej w stronę mety. Odległość przeleciana – 710km… Do mety 60 km, do odznaki 40km… Czy uda się dolecieć do którejś z tych odległości? Już od Częstochowy widać było pięknie podświetlone Kielce które tak ciągnęły. Jednak wysokość topniała w nie zaburzonym powietrzu. Z oddali wypatrzyłem pola w osi lotu i idealnie pod wiatr. Były jeszcze daleko ale warto mieć coś w zanadrzu. Rozglądając się w około – widać wszędzie wysoką uprawę – może być cieżko. Po chwili było jasne – 300m i 19:10 nie wróży dobrze. Pozostało bezpiecznie wylądować. Wybrałem jedno z wcześniej upatrzonych pól i wylądowałem z prostej zatrzymując się na jego końcu. 50 cm jęczmień dał mi jeszcze możliwość zrobienia cyrkla na końcu. Zatrzymałem się po 9h 34min lotu.
Wyskoczyłem z kabiny, sprawdziłem szybowiec – wszystko w porządku. Patrzę na rejestrator – przeleciana odległość – 750km… Tylko czy 749,9 czy 750,1 czy ile? Zadzwoniłem do ekipy która czekała z utęsknieniem na lotnisku na dolot. Niestety nie doczekali się i musieli zapiąć krakusa na hak i przyjechać do Strawczynka. Pole okazało się gościnne, gospodarze zaprosili na naleśniki z owocami. Ekipa przyjechała bardzo szybko, dzięki czemu złożyliśmy szybowiec za widoku i sprawnie wróciliśmy na lotnisku.
Dziękuje wszystkim którzy przyczynili się do tego wyczynu. Ekipie z pola za sprawną zwózkę, Mareczkowi za relację online, holownikowi za sprawny hol, topmeteo za dobrą prognozę, wszystkim kibicom online za duchowe wsparcie Emotikon smile
PS. Po analizie lotu przez kilku komisarzy, okazuje się że lot zasługuje na odznakę 750km! Spełnia również warunki aby zapisać go jako 2 odległościowe rekordy Polski Juniorów w klasie 15m i te same 2 odległościowe rekordy Terytorialne Polski Juniorów –
– Odległość przelotu deklarowanego z maks. 3 PZ – 749,5 km
– Odległość przelotu dowolnego z maks. 3 PZ – 762,54 km
Lot można zobaczyć m.in. na crosscountry.aero
https://www.crosscountry.aero/flight/view/5115
Jest to wielki sukces ale każdy kij ma dwa końce – jak to napisał mój dobry kolega w mailu:
“No bo teraz dopiero masz problem.
Bo przed Tobą kolejne wyzwanie – 1000 km.”